Kilka dni temu otrzymałem info na fb, że to już 5 lat konta i wzięło mnie na wspomnienia.
W tym wpisie podzielę się z Wami historią i opiszę, jakie zmiany nadchodzą w przyszłym roku.
PRZESZŁOŚĆ.
Kowalstwem zająłem się 14 lat temu i od tego samego momentu zaczęło się moje zamiłowanie do kręcenia. Początkowo kilkukilometrowe dojazdy do kuźni przerodziły się z czasem w kilkudziesięciokilometrowe powroty.
To co mnie głównie motywowało, to chęć eksploracji i wydłużania dystansów.
Po kilku latach zacząłem jeździć dwusetki, trzysetki opisując te wyjazdy na profilu osobistym na Facebooku.
Tak doszedłem od decyzji, wystartowania we Wiśle 1200.
Był to 2020 rok, a ja nigdy wcześniej nie jeździłem w żadnych zawodach.

Spędziłem wtedy na trasie 118 godzin i to był jeden z najlepszych okresów w moim życiu.
Po powrocie miałem tyle przygód do opisania, że postanowiłem uruchomić fanpage: Kowal Na Kole, który zamierzałem prowadzić w formie bloga.
To właśnie wtedy wymyśliłem swoją nazwę i stworzyłem pierwsze logo.

Po tym, jak skończyłem opisywać przygody na Wiśle, zatęskniłem za tym klimatem.
Wpisy te znajdziecie na moim blogu:
1: Ból i cierpienie
2: upał, ulewa i ostatnia przespana noc
3: zasnąłem jadąc na rowerze…
4: kończmy to szaleństwo
Siedząc w kuchni wpatrywałem się w zrobione na Wiśle zdjęcia i podjąłem spontaniczną decyzję: zrobię swój wyścig i ściągnę do siebie tych wspaniałym ludzi, jakimi okazali się kolarze.
Już na drugi dzień byłem u wójta gminy Koszęcin – Zbyszka Seniówa, z pytaniem, czy zrobimy to wydarzenie razem?
Spotkałem się z dużą aprobatą i polecono mi skontaktować się z Markiem Grundem, który organizował już zawody biegowe w Koszęcinie.
Jego impreza nazywa się Koszęcińska Dycha (trwa nadal!), to ja nazwałem wyścig Koszęcińskie Szutry (nie chciałem używać słowa Gravel).


Mieliśmy na zorganizowanie wyścigu niespełna 1,5 miesiąca, a 100 osób zapisało się w 4 godziny. Po tym sukcesie już wiedziałem, że trzeba będzie rozszerzyć działalność o kolejne gminy.
Od pierwszego wyścigu założenie było jedno – wszystkie nagrody mają powstawać w kuźni.


Jako pierwsze medale były kute listki, później zaczęło się rozkręcać.
W każdym sezonie oferuję coś innego.
Przymierzam się do zrobienia galerii moich medali i trofeów na stronie, ale dajcie mi jeszcze chwilę, jakieś pół roku;)





O kolejnych wyścigach i przygotowaniach można by napisać książkę, jednak nie będę wydłużał tego wpisu w nieskończoność.
Dodam tylko, że pierwsze 6 wyścigów nie były w żaden sposób dochodowe. Dopłacałem do każdej imprezy wierząc, że rozkręcę ten biznes i w przyszłości sprawy finansowe wyjdą na plus.
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Aktualnie jesteśmy w drugiej połowie 4 sezonu MTSu.
W tym roku rekordowa ilość wyścigów, 7 z czego 4 pod szyldem MTSu.
Do tej pory zorganizowałem 20 wyścigów i około 51 dużych ustawek, nie licząc kilkuosobowych treningów.
6 z tych imprez to pełnoprawne wyścigi na wniosku o wykorzystanie dróg w sposób szczególny, co daje możliwość startu sektorowego.
Do tej pory w całej historii sprzedałem 4322 pakietów startowych!!!
Zorganizowałem również 1 Ultramaraton i to jest bardzo istotna informacja, jeśli chodzi o przyszłe działania.
Niestety stare przysłowie brzmi: „coś za coś”.
To, że stałem się organizatorem, sprawiło, że uleciał mi czas na swobodne kręcenie.
Wiele wyjazdów jest służbowych. Wytyczanie tras, ustawki, dojazdy na spotkania. To w tych momentach staram się kręcić jak najwięcej, jednak ni jak to się ma do przeszłości, kiedy to kolarstwo romantyczne grało pierwsze skrzypce.
Tematy jak przejechanie 250 km, żeby dotknąć najwyższego drzewa w Polsce, czy wyjazd o 3 w nocy do Warszawy 300 km, bo ziomeczki grają koncert (właśnie sobie przypomniałem, że miałem dodać te wpisy na bloga, póki co tylko na fb).
Nie mówiąc już o ultra powyżej 1000 km…
Tutaj akurat główne skrzypce gra fakt, że nie chcę zostawiać rodziny na tak długo, kiedy córka jeszcze nie skończyła 3 roku życia.
Apropo Jagny, to przewożenie jej w przyczepie ratuje moje poczucie beztroskiego kręcenia. To praktycznie jedyne wyjazdy, kiedy nie jestem w pracy na rowerze, a mamy ich za sobą już sporo, bo wykręciliśmy ponad 4600 km, a to zdjęcie jest z naszego ostatniego wyjazdu, przed złamaniem palca w stopie.

PRZYSZŁOŚĆ
Idą zmiany, duże, a raczej długie zmiany.
Początkowo Szutry miały być wydłużane co edycję, aż dojdziemy do dystansów ultra, jednak formuła krótkich wyścigów zagrała i pozostałem przy tym. Moje Szutry to jedne z pierwszych w Polsce gravelowych imprez na krótkim dystansie, a teraz, kiedy start jest sektorowy również ze świeczką szukać takich wyścigów.

Po udanym Ultra Wyzwaniu Kowala postanowiłem stworzyć cykl 3 imprez, które ruszą spod mojej kuźni i tutaj też się zakończą.
Wielką rolę odegra tutaj rzemiosło, gdyż Trojak Kowala to nie tylko jazda.
To kontakt z rzemiosłem, którego się nie ogląda – tylko doświadcza.
Na uczestników czeka wiele zadań kowalskich. Samo otrzymanie medalu za udział nie będzie takie oczywiste jak do tej pory, a po połączeniu wszystkich elementów powstanie podstawa, do głównej nagrody, którą otrzyma każdy, kto ukończy te 3 próby drogi i rzemiosła.
Chcę zaoferować uczestnikom opowieść z fabułą. Coś więcej, niż robą wszyscy do tej pory.



Póki co wiele jeszcze tajemniczości w tym co piszę, jednak prace mocno przyspieszyły i zapisy chcę otworzyć pod koniec września.
Do tego czasu zdradzę wszystkie szczegóły.
Nowością jest równiej to, że do wyboru oprócz 3 długości tras będzie też Gravel i Szosa. Wchodzę w ultra kolarstwo szosowe z podniesioną głową, gdyż bardzo lubię jazdę po asfalcie. Zamierzam odkurzyć moją starą szosę i pośmigać trochę na wąskiej oponce.

A co z MTSem zapytacie?
Świetne pytanie, spiszę z odpowiedzią!
Również jest planowany na rok 2026 i podobnie jak Trojak, ma się składać z 3 etapów.
Podsumowując, w przyszłym roku odbędzie się 6 imprez spod mojego znaku.
MTSy na wniosku ze startem sektorowym, Trojak Kowala z organizacją startów w grupach 15 osobowych.
Ja sam zamierzam spędzać więcej czasu na rowerze, a zwłaszcza na długich dystansach. Co prawda będą to w większości wyjazdy służbowe, bo czeka mnie zrobienie kilkutysięcy kilometrów tras, jednak rozszerzę teren i wyjadę z Szutrowego Lasu na poszukiwania nowych duktów.

Czy mi się to wszystko uda? Nie wiem, choć się domyślam 😉
Działam z pasją i wkładam serce we wszystko co robię. Myślę, że to jest dobry fundament pod sukces.
Ze wsparciem rodziny i osób mnie otaczających nie będzie to aż tak trudne.
Wspierają również Patroni, więc jeśli doceniasz mój wkład w propagowanie kolarstwa i kowalstwa, to zapraszam
do odwiedzenia patronie.pl/knk
Wszystkim Patronom dziękuję za każdą złotówkę.
Pozdrowienia serdeczne, Kowal.

0 komentarzy