Zawodnik Kowal #1/2025

16.03.2025

Wystartowałem w Polish Bike Tour – Rozgrzewka na 100 km. 

Ja, gość co to praktycznie rok nie zrobił żadnego treningu na rowerze, nagle mam wystartować w wyścigu… 

Początkowy zamysł, jadę dla zabawy, na luzie. 

Taaa… sytuacja szybko się zmieniła, kiedy to zobaczyłem na liście startowej, że ruszam z przedostatniej grupy. 

Przede mną ponad 200 zawodników, a to co mnie najbardziej cieszy w startach, to ciągłe mijanie innych. 

Tak że będzie ogień i zero oszczędzania się. 

Do Prezero Arena Gliwice przyjechałem dość wcześnie. Wychodzę z auta, a tutaj zimniej niż w Koszęcinie. 

Jadę odebrać pakiet startowy i przy okazji odbyłem miłą rozmowę z organizatorem. 

Wróciłem do samochodu, żeby się przebrać i już mnie dość mocno wyziębiło. 

Wjechałem znów na płytę główną areny, skąd miał odbyć się start i zaczynam się rozgrzewać. Kilka rundek, a w międzyczasie startują już pierwsze grupy. 

Podbijają pogadać mniej lub bardziej znane mi twarze. To zawsze jest miłe!

W końcu przychodzi na mnie kolej. Jeszcze wypijam puszkę Nitro, którą dostałem na wyjeździe od Hard Beans, przekazuję pustą puszkę koleżance Hani i start!

Od pierwszych metrów cisnę. 

Trochę miasta, trochę błota i… stoimy na światłach – czerwone. 

Rozbija mnie to, ale dostajemy zielone światło i znów jazda. 

15 osobowe grupy były wypuszczane co jedną minutę, tak że szybko dojeżdżam kolejnych zawodników. 

Mijam kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu. 

Po niespełna kilku kilometrach poznałem nowego kolegę, z którym razem przeginaliśmy z tętnem. 

U mnie ciągle 170-180 uderzeń na minutę, u kolegi również. 
Śmieszkujemy sobie, że przynajmniej odetnie nas w podobnym momencie.

Doszliśmy do porozumienia, że tak sobie pogonimy, a później trochę zluzujemy. 

Po 25 kilometrze odpadłem i tylko widzę jak odjeżdża. Ktoś się do niego dołączył, smutek że to nie ja.  

W tym czasie minąłem już kolejne kilkadziesiąt osób. 

W sumie to było nieustanne mijanie, co mnie cieszyło. 

Jednak pojawia się problem. Mój pulsometr zwariował i zaniża mi mocno tętno na liczniku. 

Niedobrze. Nie mam kontroli, a wiem, że jak przekroczę 180 to jadę w mocne zniszczenie. 

No nic, jadę dalej na czuja. 

Na około 30 kilometrze zaczęły mnie bolec lędźwie. Niestety jestem bardzo niedoświadczonym zawodnikiem i chyba za bardzo się spinam. 

W sumie to zorganizowałem dwa razy więcej wyścigów niż wystartowałem. 

Ten problem zawsze się ukazuje, kiedy się ścigam, muszę coś z tym zrobić, bo jak jadę bez napinki wyścigowej, to jest wszystko ok. 

W między czasie mijam wspomnianego kolegę, niestety złapał panę. 

Ból lędźwi doskwiera, ale proszę państwa, jak te nogi podają!

Kondycyjnie nie ukrywam, jestem w tym roku wyjątkowo słaby, ale nadrabiam siłą, którą wypracowałem w mojej kuźniczej siłowni.

W życiu nie byłem tak silny jak teraz i to czuć. 

Kiedyś jeździłem z bardzo wysoką kadencja (powyżej 100-110), nadrabiałem tym braki siły, teraz jest na odwrót. 

To co straciłem kondycyjnie nadrabiam siłą i to jest piękne uczucie. 

Wracając do trasy i przebiegu wyścigu. 

Bujnąłem się z jednym, to z drugim. To Waldi podjechał i trochę pogadaliśmy, ale miałem wtedy dobry czasu i depnąłem. 

Uciekłem wszystkim i od połowy dystansu jechałem samemu przez 30 km. 

Tego nie wspominam dobrze. 

Silny wiatr zaczął być mocno odczuwalny. 

Lędźwie bolą coraz bardziej i odbierają radość z jazdy. 

Nikogo z przodu, nikogo z tyłu. Trochę mnie to wybiło i zacząłem jechać wolno. 

Wiatr trzyma za czoło, lędźwie rwą, a za mną pokazuje się światełko. 

Wtedy byłem zdenerwowany. Tyle pracy w ucieczkę, a ktoś mnie dogania. Próbuję jechać szybciej, ale są to tylko zrywy. 

Kolega mnie dojeżdża i mija. Musiałem się pogodzić z tym, ale dojeżdżamy do skrzyżowania i dogoniłem kolegę. 

Decyzja żeby się go trzymać, to jakoś pójdzie te ostatnie 15 km do mety. 

Znów mi ucieka, a za mną kolejny. 

No ileż można! 

Wjeżdżamy w otwarty teren przy autostradzie. Tutaj wiało z boku, tak że jakiekolwiek jazda na kole nie przynosi efektów, jedynie ta moralna. 

Jadę to za jednym, to za drugim. 

Już dawno było widać po śladach, że przede mną jest tylko kilkunastu zawodników. Pozycja dobra, trzeba wytrzymać!

Wjeżdżamy w miasto i światła… dojechaliśmy do zawodnika przed nami a tutaj Robert się wita. Ruszamy, zostały 5,4,3 kilometry, ja poczułem moc. Znów depnąłem, uciekam na kilkadziesiąt metrów i… znów czerwone światło. 

Chłopaki dojeżdżają do mnie, znów ogień.  

Na liczniku już nie ma kilometrów, tylko metry, widzę Arenę. 

Ogień, ogień, ogień, jakby to była walka o zwycięstwo. 

W końcu wpadam na metę, chłopaki za mną. Wytrzymałem, jestem spełniony!

Szybko okazuje się, że zająłem 16 pozycję. W mojej sytuacji, to jak wygrać wyścig!

Szczęście mnie ogarnia, że nie wypadłem z drugiej dziesiątki. Praktycznie każde zawody w których starowałem kończę w drugiej dziesiątce i chciałem to utrzymać, chociaż w pewnym momencie myślałem, że będzie ciut lepiej. 

Nic to, robię od razu rozjazd żeby się nie zniszczyć. 15 minut luźnego kręcenia, przebieram się w drgawkach i jadę coś zjeść na metę. 

Tam super klimat, co chwila ktoś podbija pogadać. 

Wyścigi na „moim” terenie są super. Sporo osób mnie kojarzy, to miłe!

Wiele na tym wyścigu udało się zrealizować. 

Jedna z rzeczy jest odżywianie. 

Rano zjadłem sporą porcję makaronu od Nudli Śląskich z pesto. Posiłek 1200 kcal. 

Później jakąś drożdżówkę przed starem, a podczas jazdy miałem 4 żele od Dzika. 

Swoją droga przepyszne. 

Rozłożyłem dawkowanie energii co 20 kilometrów jeden żel i to się sprawdziło. 

W pewnym sensie to mi pomogło, bo jechałem od posiłku do posiłku, takie wyścigowe all inclusive. Nie liczyłem ile jeszcze do mety, tylko za ile będę jadł. 

Ogólnie oceniam mój start bardzo dobrze. 

Władowanie w siebie kofeiny na starcie z Nitro było świetnym krokiem, rozłożenie pożywienia co 20 kilometrów też, wypracowana siła umożliwiła mi uzyskanie takiego wyniku, jedynie te lędźwie… coś muszę z tym zrobić i mogę rozglądać się za kolejnym startem. 

No i miałem okazję wyprzedzić jakieś 190 zawodników. Sama radość!

Dzięki za uwagę i pozdrawiam, zawodnik Kowal!

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także