Budzik zadzwonił o 5:00.
Ach wczasy, człowiek wypocznie w te szalone prawie 6 godzin snu.
Tym razem rzeczy jakby lepiej ogarnięte, chociaż i tak mamy co robić.
W hotelu był ekspres przelewowy.
Zrobiłem 1,5 litra pysznej kawy i cały budynek nią pachniał.
Kiedy wchodziliśmy na rowery było w okolicach 8:00.
Pierwsze kilometry dość leniwe.
Z Dziwnówka wjeżdżamy od razu na leśne ścieżki wzdłuż lini brzegowej.
Co chwila słychać szum morza.
Jedzie się super, chociaż ścieżki te bogate są w korzenie i nie mogłem za szybko pokonywać trasy.
Kiedy minęliśmy 6 kilometr trafił się piękny klif. Przerwa na kawę!
Cyknęliśmy zdjęcie jak zawsze robiliśmy to z kieliszkami wina, tym razem – kubki kawy.
Czasy się zmieniają (na lepsze).
Te leśne ścieżki ciągnęły się przez kilka km. W końcu wjechaliśmy do miejscowości, gdzie na wstępie przywitała nas budowa kolejnego kurortu.
Wtedy uznałem, że jest tutaj jeden wielki plac budowy. Praktycznie w każdej miejscowości coś budują, a to co już postawili jest w świetnym stylu zrobione.
Dzisiejszy odcinek trasy przebiega przez wiele nadmorskich miejscowości.
Z rańca nie było jeszcze aż takiego ruchu.
W miejscowości Pustkowo doszło do śniadania na plaży.
Po dość długim odpoczynku wracamy na rowery. Przejeżdżamy przez Trzęsacz i Marta mówi, że to tutaj jest resztka ruin kościoła, który stał na skraju klifu.
Byliśmy już tutaj kiedyś, ale chciałem zobaczyć jeszcze raz.
Nie dużo z niego zostało, ale robi to klimat.
Robi się późna godzina i turyści wyleźli z noclegowni.
Poruszają się niezdarnie i mają totalnie wywalone na to, że ścieżka rowerowa to nie chodnik.
Trochę zaczęło mnie to irytować, aż w pewnym momencie zacząłem zwracać im uwagę.
W miejscowości Rewal doszło do szoku. Nie widać morza!
Całe zamglone. Gęsta mgła głównie nad wodą i trochę nad lądem.
Pierwszy raz widziałem takie zjawisko.
Zachwyt!
Wyjeżdżamy z miejscowości szeroką ścieżką rowerową. W sumie to bardziej droga.
Muszę przyznać, że zachodniopomorskie jest dość dobrze przygotowane na nawał rowerzystów.
Dalej jedziemy wzdłuż torów i jeziora.
Jedzie nam się dzisiaj… ciężko.
Jednak najgorsze przed nami.
Odcinek Pogorzelica – Mrzeżyno nas zniszczył.
Było tam bardzo ładnie, jednak myśmy męczyli się niemiłosiernie.
Małym pocieszeniem był punkt widokowy, gdzie mgła znów opanowała okolicę wybrzeża.
Ogólnie wczorajszy dzień był ciężki…
Kilometry ciągnęły się jak makaron.
W końcu pojechaliśmy do miasta rybackiego Mrzeżyno.
Przywitał nas tam turbo rybi smród z kutrów i widok krwi zmieszanej ze słoną wodą.
Musimy sobie jakoś to wszystko wynagrodzić.
Pojechaliśmy na kawę z ciastem.
Trochę lepiej, ale słońce było palące.
Resztki tej mgły i upalne słońce, które nagrzewało cząsteczki wody.
Usiedliśmy na pobliskich zacienionych schodach i pod jęliśmy decyzję o szukaniu noclegu.
Niedaleko noclegownia Łodzianka z PRLowskim klimatem.
Odsapnęliśmy tam trochę i poszliśmy na budżetowy obiad do knajpy, zakupy i na plaże na zachód słońca oraz najmniejsze lody na świecie.
Dzielna Jagna, która cierpliwie znośni długotrwałą jazdę w przyczepce, jak z niej już wyjdzie to nadrabia.
Nie chciała już siedzieć. Woziła się na stojąco 😁
Nie mieliśmy serca jej już wkładać na siedzonko. Prowadziłem tak, żeby się jej nic nie stało.
Zachód słońca był zachwycający.
Rozmarzyliśmy się tam. Pierwszy taki zachód z córką.
Kiedy byliśmy jeszcze we dwoje chodziliśmy na każdy zachód na plaże.
Teraz jest nas troje.
Jest idealnie ♥️
Cdn…
PS oznaczenie trasy nieco się polepszyło, ale nadal kaszana.
Na drzewach były wyblakłe znaki przerwane przerośniętą korą.
Dawno tego nikt nie ruszał.
PS2 mam wnioski na temat podróżowania z przyczepką Croozer.
Na pewno będę się na ten temat rozpisywał w osobnym poście.
0 komentarzy