Na ten dzień czekałem od dawna.
Od dawna nie jeździłem 200 km, tak że przebierałem już nogami.
Nogami, które udało mi się ostatnio trochę naprawić mozolnymi codziennymi ćwiczeniami.
W końcu nadszedł ten dzień.
Ja, przygotowany jak nigdy.
Dzień wcześniej miałem wszystko spakowane i ogarnięte.
Kładąc się spać o 22:30 nastawiłem budzik na 3:40.
Przed zeszłoroczną UU spałem 1,5 godziny…
Dzień ustawki.
Wstaję o wspomnianej wyżej godzinie i jem na śniadanie makaron przygotowany dzień wcześniej.
Trochę zostało, więc postanowiłem wrzucić go do tortilli i zapiec.
Wiem wiem, makaron i tortilla, kosmiczne połączenie 😀
Wypiłem mocną kawę i jadę na miejsce startu.
Tam już spora ekipa przygotowuje rowery.
Kiedy ruszamy z dziedzińca koszęcińskiego pałacu jest nas 13tu.
Dwóch czekało jeszcze przy źródle.
Piękny wschód słońca i ruszamy sporą ekipą na całodniową przygodę.
Liswarta z początku nieśmiało się rozkręca.
W Taninie jest przeprawa, zaraz obok koło wodne które odkryłem jakieś 20 lat temu.
Ciągle się kręci i nawadnia pobliski staw.
Uwielbiam to miejsce i dźwięk wylewającej się wody.
Tą przeprawą wjeżdżamy w głąb Lasów Nad Górna Liswartą.
Tutaj doświadczamy ulicznego spokoju i pędzimy w swoją stronę. Jedynie na polnej drodze spotkaliśmy zielonego malucha, co dziwne spotykam ten samochód praktycznie za każdym razem kiedy tutaj jadę.
Jedziemy zwartą ekipą, ale musiałem się na chwile zatrzymać.
Gonie ich, ale spotykam Łukasza który złapał pierwszą panę.
Postanowiłem pomoc mu i gonimy resztę.
Do pierwszej przerwy w Krzepicach jeszcze 20 km, to może poczekają gdzieś na nas?
Nic bardziej mylnego 😉
Mówiłem Łukaszowi, żeby siadł na koło i go podholuję.
Niestety tempo było za duże i na postoju Łuki był już lekko zniszczony. Trochę mnie to martwiło, do mety jeszcze 140 km.
Wbijamy na stacje i wypełniamy ją naszymi kolarskim osobowościami po brzegi.
Kupiłem upragnioną kawę o której marzyłem od rana i wychodzę do chłopaków na dwór.
Niestety akurat ogromny kombajn musiał zatankować i praktycznie całą przerwę hałasował włączonym silnikiem.
Ruszamy dalej.
Przejeżdżamy przez piękne Krzepice i kierujemy się w stronę toru motocrossowego.
Jest tam bardzo dużo piachu.
Ogólnie to na trasie było bardzo sucho i nie spotkałem się na niej z taką ilością piachu.
W końcu wkraczamy w moją ulubioną część trasy.
Jest tam nierówno, ale za to przepięknie.
Jedzie się na skraju lasu z widokami na nadrzeczne łąki. To jest mój klimat!
Często też podjeżdżamy pod rzekę i oddalamy się od niej.
Rzeka jest dość dzika i często meandruje.
W pewnym momencie telefon od Kamila, że zmieliło mu przerzutkę i potrzebuje rozkuwacz do łańcucha.
Był kilka km za nami, a mieliśmy kilkanaście do ujścia.
Grzesiu stanął na wysokości szwagrowego zadania i wrócił się do poszkodowanego, my zaś ruszamy do ujścia.
Jedziemy po najciekawszej części trasy. Kilka drewnianych mostków dodaje wiele mocnych wrażeń.
Trochę się niestety sypia z biegiem lat. Liczę, że ktoś nad nimi czuwa i je naprawi, bo byłaby to wielka strata, gdyby ich nie było…
Zbliża się samo południe, a my przejeżdżamy ostatni most nad Liswartą.
Teraz tylko w lewo i dojazd do celu.
W końcu dojeżdżamy.
Chłopaki długo nie myśląc wyskakują z butów i wskakują do wody.
Głównie moczą nogi, Dawid cały się zanurzył, a jeden wskoczył nawet na waleta 😀
Mija 25 minuta przerwy i trzeba się zbierać. Fajnie tutaj, ale mamy jeszcze 100 km do przejechania.
Żar leje się z nieba.
Wracamy na trasę i ciśniemy przez lasy i pola.
Na polach z traw bucha piekące powietrze.
Grunty i asfalty. Jedziemy tak dłuższy moment i zaczynają się wzniesienia.
W między czasie wbijamy na oblężenie małego sklepiku i żegnamy się z pierwszym uczestnikiem.
Musiał odpuścić nasze tempo, które znów nie było takie wyśrubowane.
Na trasie zaplanowane kilka mocnych podjazdów.
Kamil widząc jakąś hopkę już się rozpędzał, bo przełożenie w wymuszonym singlespeed miał dość ciężkie.
Pierwszy na trasie Mstów i zdziwienie, że nadkładam drogi i przewyższeń żeby zobaczyć skałę Miłości z bliska.
W ekipie mieliśmy kilku śmieszków.
Fajnie dokazywali od początku wyjazdu, ale później było już coraz ciszej.
Zmęczenie bierze górę.
Po Mstowie i wyrypie na ścieżce przy skale trafiamy znów w teren rzeczny, tym razem jest to Warta.
Jedna z moich ulubionych ścieżek.
Pięknie się jedzie, ale ekipa zaczyna się rozdzierać.
Grzesia już dawno nie widziałem, Krzyśka, Roberta i Łukasza również.
Michał ma bombę.
Reszta nadal w dobrych nastrojach, więc ciśniemy do mety.
Od początku była mowa, że to wspólny przejazd i żebyśmy się nie rozdzielali.
Jednak kiedy niektórzy i tak już jadą swoim wolniejszym tempem, my postanowiliśmy przyspieszyć.
50 km do mety, a my zaczynamy mocno jechać na zmiany.
Szło naprawdę dobrze, ciągle powyżej 30km/h, jednak na kilkanaście km do końca miałem już trochę dość.
Wytrwaliśmy w tym tempie do końca i wjeżdżamy triumfalnie do parku.
Pierwsi na mecie byli Dominik i Dawid. Wystrzelili jazdą ponad 40 km/h, już nie było czego gonić.
Meta, wspólne graty i jedziemy do browaru na piwko.
W międzyczasie zjeżdżali się pozostali.
Wszyscy wykończeni i z uśmiechami na twarzach. No może oprócz Michała, który musiał przeżyć niesamowite katusze jadąc 50 km na bombie.
Takie są wyjazdy ultra.
Trzeba się bardzo dobrze przygotować, żeby nie było niespodzianek.
Pisze to ja, gość który zbombił się w życiu dziesiątki razy 😉
Jednak teraz jestem mądrzejszy.
Wziąłem ze sobą:
- 2 tortillę z makaronem (…)
- 4 wafle białkowe
- żelki
- 2 małe puszki coli
- 3 banany
- 1 baton
- 2,5 L wody (dokupiłem 1,5)
Na trasie dokupiłem tylko dwa lody na poprawę morali i ten wypisany powyżej zestaw starczył mi na 223 wcale nie łatwych kilometrów.
Byłem z siebie dumny 😀
Wielkie dzięki za uwagę, a uczestnikom za obecność.
To była jedna z lepszych ustawek jakie zrobiłem.
Może dlatego, że większość trasy jechaliśmy razem.
Na Ustawkach Ultra jest super klimat.
Postanowiłem kontynuować temat i organizować UU co jakiś czas.
Możliwe, że na jesień znów wyjedziemy na całodniową przygodę na rowerze.
Ktoś chętny?
Proszę obserwować i pozostawić tutaj komentarz 🙂
Pozdro.
————————————
Ustawki to moja nie wymuszona niczym inicjatywa. Poświęcam wiele czasu, żeby to wszystko ogarnąć.
Jeśli chcesz się dołożyć do takich działań kolarskich, to zapraszam na:
www.patronite.pl/knk
Strava: https://www.strava.com/activities/9640690759
Część. Fajnie się to czyta Mam Czy mógłbyś dokładnie napisać gdzie znajduje się ,,W Taninie jest przeprawa, zaraz obok koło wodne które odkryłem jakieś 20 lat temu. Ciągle się kręci i nawadnia pobliski staw. , i jeszcze jedno pytanie Jaką średnią robicie takie Ultra ?
Siema.
Dzięki za komentarz 🙂
Średnia na tym wyjeździe wskoczył dokładnie 21,9 km/h.
Było to możliwe mocniejszym depnięciem na asfaltach, bo terenu było sporo i dość wymagający.
Miejsce o które pytasz jest (jak spojrzysz na mapę) na lewo od Taniny. Jakbyś jechał od miejscowości to jest to droga na przeciw OSP.
Współrzędne: (50.7466463, 18.7808849)
Mam nadzieję, że pomogłem 🙂
Pozdro.