Jak jest wyścig Nocne Szutry, to też musi być Nocna Ustawka.
Ruszałem na nią z myślą, że będzie max 10 osób, a jak dojechaliśmy (lekko spóźnieni) na zbiórkę, to już czekało na nas 20 osób i ciągle ktoś dojeżdżał 😃
Nie mówię, że w 10 by było niefajnie, ale jak już coś organizuję, to jednak liczę na sporą frekwencję.
Duża ilość uczestników napędza mnie do dalszych działań. Widać, że moje starania i praca nie idzie na marne.
Tak że od początku w dobym humorze.
Zdaje się, że wszyscy go mieli, bo było dość wesoło.
Wziąłem że sobą medal Nocnych Szutrów i zrobiłem małą prezentację.
Kończy się zbiórka, jeszcze tylko wspólne foto, na którym mnie nie ma i możemy ruszać.
Spokój ducha zapewniał mi również charakter ustawki, gdyż ustaliliśmy dwie grupy. Wyścigowa i objazdowa.
Ruszam z nastawieniem dotrzymania kroku czołówce, a objeżdżających miał dopilnować sam Karol Gładysz z Roweroteki.
Karol od samego początku organizuje Tarnogórską Masę Krytyczną i zna się na pilnowaniu tłumu.
Odpowiednia osoba, na tym stanowisku.
Ruszamy wszyscy razem.
Kiedy wjechaliśmy między stawy na Pniowcu spojrzałem do tylu i ujrzałem bardzo długi sznur osób.
Zatrzymałem się żebym podziwiać jak mnie mijają.
Zdawało się, że ten sznur nie ma końca!
Kiedy minął mnie ostatni uczestnik włączyłem nagrywanie i musiałem wszystkich wyminąć, żeby Ci z przodu mi nie odjechali.
W miarę spokojnym tempem przejechaliśmy kilka kilometrów i grupa zaczęła się rozjeżdżać.
Ja durś trzymam się czoła. Prędkość wzrasta.
Zza lampki rowerowej widać jak wszystko szybko się zmienia.
To jest główna atrakcja szybkiej jazdy po zmroku. Prędkość wydaje się większa, mimo że i tak jedziemy w okolicach 35 km/h.
Jazda na kole początkowo była bardzo wymagająca dużego skupienia, jednak kiedy jechałem już z znanymi mi kolarzami, za których jestem pewny to zacząłem się szybko z tym oswajać.
Skręcamy w lewo na kolejny szuter premium i ogień.
Jest ucieczka. Lecimy w czwórkę, prowadzi głównie Mariusz.
Śmiałem się wtedy, że on tutaj jedzie solo a nie w grupie.
Z nami byli jeszcze Dominik i Grzesiu.
Znacznie odjechaliśmy reszcie i poprosiłem o wolniejsze tempo, żeby jednak się tam mocno nie oddalać.
Kolejna mocna ekipa pościgowa do nas dojechała i znów przyspieszamy.
Kilometry mijały bardzo szybko.
Lecimy przez Lubicz, później znów premiumy i skręt na odcinek specjalny.
Najgorszym miejscem na trasie jest tak zwane przeze mnie „Ukamienowanie”.
Jest to odcinek, gdzie jadąc szybko zza zakrętu wjeżdża się na ostre kamienie, których są trzy krótkie fragmenty.
Niektórym się to nie podoba, że na tak szutrowej trasie jest odcinek z kamieniami, ale czy ktoś mówił, że to wszystko ma być łatwe i przyjemne?
Nie sądzę 😉
Po tym tłuczniu mija kilka km i dojeżdżamy do Mikołeski.
Po raz pierwszy widzimy światła lamp i mamy tutaj zaplanowany postój.
Humor nadal dopisywał, a nawet się rozkręcaliśmy.
Sporo śmiechu, żartów i lekkie wychłodzenie.
Jest również pana po ukamienowaniu, więc serwis trwa i wszyscy już dojechali.
Był to 30 kilometr trasy, zostało 20.
Ruszamy zziębnięci i chyba wszyscy chcieli się szybko ogrzać, bo od razu przyspieszyliśmy.
Znów nawiązuje się grupa z przodu do której dołączył Krzysiek Badura, a mi zaczyna odejmować mocy.
Ostatnie kilka km jechałem już na granicy zniszczenia, ale udało się kontynuować jazdę i przetrwałem do końca.
Na mecie mega satysfakcja.
Mimo zmęczenia czuliśmy się świeżo.
Endorfiny dostarczyły nam sporą dawkę zdrowia.
Spoglądam za siebie, a tam Grzesiu wyciąga małą myjkę i już czyści rower.
To się nazywa dobre przygotowanie!
Kiedy dojechali już wszyscy niezwłocznie z Kamilem i Dawidem ruszyliśmy do domu.
Miałem wtedy przejechane 70 km z średnią 27.5 km/h.
Wspólnie uznaliśmy, że olać te wyniki i jedziemy już spokojnie.
Dojeżdżając do domu mijam 90 kilometr i czuję już spore wychłodzenie jednak pozytywna energia z tego spotkania nadal buzuje.
Ustawka ta była całkowicie inna od kilkudziesięciu poprzednich jakie zrobiłem.
Nie dość, że pierwszy raz po zmroku (nie licząc treningów z KGK), to pokazało się sporo nowych twarzy.
Myślę, że to za sprawą grup.
Co jakiś czas dochodzą mnie słuchy, że ktoś się obawia z nami jeździć i że się zraził, bo musimy na niego czekać.
Mogę Wam zapewnić, że wszystkie ustawki sportowe (pod wyścig) będę chciał robić z grupami.
Piszę sportowe, bo klarują się wyjazdy z nastawieniem przygodowym i kulinarnym. Jak tydzień temu podczas moich urodzin, jednak o tym napiszę innym razem…
Dzięki za wytrwanie do końca, a uczestnikom za liczny przyjazd i niesamowitą atmosferę.
To jest moje TOP 3 ustawek i będę ją długo miło wspominał.
Jazda w grupie po zmroku jest fantastyczna.
polecam każdemu spróbować.
Pozdro i zapisujcie się na Nocne Szutry!
https://kowalnakole.pl/nocne-szutry/
Moja pierwsza ustawka – było MEGA. Nocna jazda w lesie daje niesamowite wrażenia.
Bardzo popieram pomysł dzielenia na grupy – potwierdzam że wiele osób tych bardziej amatorskich chętnie brałoby udział, ale obawiają się że nie dadzą rady.
A tak jest optymalnie. Kto ma siłę ten jedzie wyścigowo, kto mniej to w drugiej grupie i jest OK.
Zawsze od tej grupy objazdowej można też trochę uciec, mając jednak komfort psychiczny że w przypadku awarii/zgubienia drogi/braku sił ktoś za nami jedzie.
Ewentualnie do rozważenia jest czy grupy mają być bardziej zwarte i trzymać się razem czy jest pewna dowolność na ucieczki i próbowanie swoich sił.