…czyli mocna rajza po Ojcowskim Parku Narodowym i pierwszy raz w Wilku W Owczej.
Wybrałem się do Krakowa z dwóch powodów.
Zaczęło się od spotkania z Wilkiem W Owczej i od razu pomyślałem, że to świetna okazja na ustawkę z Patronami.
Jest ich dwóch.
Tato Jacek i syn Kamil.
Chłopy od zeszłego sezonu obecni na wszystkich Szuterkach. Gadaliśmy nie raz na imprezie, jednak ustawka to czas tylko dla nich.
Lecimy od początku.
Dojeżdżając do domu Jacka i Kamila zauważyłem, że nie ma tam ani jednego płaskiego odcinka.
Jedzie się albo pod górkę, albo z górki, ale raczej pod górkę, bo trwa to dwa razy dłużej 😉
Chwilę pogadaliśmy i przebieram się w kolarski strój. Zakładam nowe, dopiero co zakupione bibsy z Assosa i jeszcze nowszą koszulę z długim rękawem Wilka W Owczej.
Od razu człowiekowi zrobiło się jakoś milej na skórze.
Ruszamy i praktycznie na pierwszych metrach ostry zjazd w wąwozie.
Kilka ostrych winkli, trochę pod górę i znów hardcorowo w dół.
No to widzę, że będzie dzisiaj ciekawie 😀
Nie samymi zjazdami człowiek się jara, więc ciśniemy kilka razy pod górkę.
Jacek z przodu nadaje tempo.
Ja z Kamilem gadam, ale momentami nie mam już tchu. Trzeba gonić.
Co za chłop, skąd tyle mocy?
Na pewno się dzisiaj dowiem.
Po około godzinie dojechaliśmy do Ojcowskiego Parku Narodowego.
Między dwoma ścianami białych skał jest rzeczka i droga.
Byłem tutaj już kiedyś. Jechałem z drugiej strony.
Uruchomiła się moja romantyczna dusza.
Wspominki, jak na początku związku z Martą spacerowaliśmy tutaj.
Tniemy mocno z lewo i bardzo drobnym brukiem pod górkę.
Tutaj w końcu był czas żeby trochę więcej pogadać.
Śmieją się ze mnie, że gadam o podjazdach. Dla nich to chleb powszedni, a ja widzę na liczniku przejechane 35 km i 650 metrów pod górę.
Wyjechaliśmy na niedługi odcinek DK97 kierując się do Ojcowa.
Odbijamy z krajówki w stronę PN i znów kilka mocnych podjazdów.
Nie miałem pulsometru, ale czułem że jest powyżej 180.
Czułem to też wcześniej.
Poinformowałem towarzyszy, że muszę odpuścić, bo to się źle dla mnie skończy.
Było bardzo ciepło, ja zlany potem i niestety za mało wody ze sobą.
No właśnie. Gorąc, pot a w merino jak świeżak!
Następnie jedziemy długo między skałami, żeby w końcu dotrzeć do Pieskowej Skały i Maczugi Herkulesa.
Tam foto z tymi dwoma mocarzami.
Ma to miejsce coś magicznego w sobie.
Przyszedł mi do głowy pomysł, żeby wybrać się w ten rejon na następnej ustawce ultra, która już w listopadzie.
Później już trochę luźniej, znów gadamy i Jacek opowiada o przygodach w Belgii.
Był na eliminacjach do gravelowych mistrzostw świata. Niestety zaliczył glebę, ale bardzo miło wspomina Belgię.
W końcu siły wróciły, albo po prostu zrobiło się z górki.
Kiedy pokonywaliśmy ostatnie kilometry zaczęło mocno lać.
W sumie dawno nie jechałem w ulewie.
Koszulka zamokła, jednak grzeje dalej.
Na ostatnim kilometrze postanowiłem wypytać Jacka jak uzyskał taką formę w wieku 57 lat.
Okazało się, że od 20 lat współpracuje z trenerami.
To potwierdziło moje ostatnie zamiary.
Chciałbym być pod opieką trenera, z racji często popełnianych błędów i zajeżdżania organizmu.
Później widziałem świątynię siły i bólu od Kamila i usiedliśmy przy kawie.
Młodszy Kozioł w sporcie od nastoletnich lat.
Teraz sam trenuje wielu ludzi.
Wszystko to bardzo mi zaimponowało.
Chłopy zdrowe jak dęby.
Rodzina. Trzymają się razem i trenują.
Wzór dla mnie do naśladowania.
Jeśli w przyszłości Jagna będzie tak dzieliła ze mną pasję, jak Kamil z Jackiem, to będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
To była wspaniała ustawka z wyjątkowymi ludźmi. Niecałe 80 km i prawie 1200 w górę. Niestety rzadko mam okazje pojeździć w takich miejscach.
Mega się cieszę, że miałem okazję bliżej poznać Patronów.
Pozdro Kozły i dzięki wielkie za patronowanie 🤘🏻
PS zrobię kilka testowych jazd i wyrażę swoją opinię o koszuli merino. Na chwilę obecną jest bardzo dobrze 😃
My tez dziękujemy za wspólna jazdę i ciepłe słowa pod naszym adresem. Miło wspominamy jazdę z Tobą.
Mam nadzieję, że to nie ostatnia w tym roku 😉
Myślcie tam ciepło o listopadzie.