Powtarzamy schemat z poprzedniego dnia.
Wstajemy o 04:45, a przynajmniej mamy tak nastawiony budzik.
Jedna, czy tam dwie drzemki i już na nogach. Tym razem Jagna pospała trochę dłużej, a później przygotowywała ze mną śniadanie.
Niestety nie udało nam się wyrobić tak szybko jak poprzednim dniu.
Ruszamy o 07:30 zahaczając po drodze o piekarnie. Po wyjechaniu z miejscowości trafiliśmy na jedną z ładniejszych dróg tego wyjazdu.
W miarę równe betonowe płyty ażurowe, a z jednej strony morze, z drugiej jeziora. Zachwycamy się tymi widokami wiedząc, że po kilkunastu kilometrach odjedziemy od linii brzegu i już do samej Ustki będziemy jechać poza nią.
Postanowiliśmy zrobić przerwę na poranną kawę pod koniec tej drogi. Trafiliśmy do portu Rybackiego gdzie pachniało wiadomo czym.
Z lekkim smutkiem popijamy kawę i patrzymy jak mewy walczą o rybie truchło. Kiedy ruszamy dalej temperatura jest już wysoka – lekko nieznośna.
Mijamy kilka jeszcze zacienionych miejscowości i wyjeżdżamy w pole. Na widoku mnóstwo turbin wiatrowych i lejący się żar z nieba.
Postanowiliśmy jak najszybciej dojechać do celu i kiedy byliśmy już naprawdę blisko Marta złapała panę.
Na szczęście wydarzyło się to w miejscowości zaraz obok przystanku, gdzie mogliśmy spokojnie w cieniu zrobić serwis i nakarmić Jagnę.
Jagna tego dnia spała naprawdę dużo. Podejrzewamy, że było to pokłosie wyżynającego się zęba.
Kiedy zabrałem się za wymianę dętki zauważyłem, że jest dziwnie rozcięta.
Dziura była podłużna i ze strony felgi, a opona zeszła niemalże cała z obręczy.
Podejrzewam, że ta stara wysłużona opona IRC boken jest za luźna i kiedy przy niskim ciśnieniu Marta nagle skręciła, zciągnęło ją z felgi.
Potwierdzeniem tego jest fakt, iż potrafię ją ściągnąć i założyć bez łyżek.
Przerwa była dość długa, ale jakże nam potrzebna. Upał już niemiłosierny, a my mamy 15 km do celu.
Ten ostatni odcinek drogi zleciał dość szybko i w dobrym humorze.
Dojechaliśmy do Ustki w samo południe, jednak to nie jest nasz cel.
Musimy zrobić jeszcze kilka kilometrów żeby trafić do miejscowości gdzie będziemy mogli zostawić rowery i udać się do „naszego miejsca”.
Dojeżdżając tam Jagna spała, więc mieliśmy czas odpocząć i coś przekąsić. Po obudzeniu się naszej pociechy zebraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy i udaliśmy się na wędrówkę.
Od pierwszych metrów znów zachwycaliśmy się okolicznościami przyrody. Niesamowity wręcz magiczny las i niewielka rzeka wpływająca do morza.
Jednak to jeszcze nie tu, trzeba przejść kilka kilometrów klifami aby dojść tam, gdzie trzy lata temu postanowiłem wyznać dozgonną miłość Marcie.
Gdy już tam doszliśmy wspomnienia wróciły. Jednak teraz przyszliśmy tutaj tworzyć nowe. Jest z nami owoc naszej miłości córka Jagna.
Usiedliśmy dokładnie w tym samym miejscu, a za nami po lewej stronie jest widoczny znak z wyciętymi cyframi 230.
Te trzy lata temu nie wiedzieliśmy, że on tam jest. Dopiero kiedy wszystko się wydarzyło zauważyliśmy ten znak i byliśmy wtedy pewni, że musimy to jakoś uczcić.
Po powrocie z tamtego wyjazdu wygrawerowaliśmy na pierścionku od wewnętrznej strony liczbę 230.
Po dłuższym czasie spędzonym z moimi kochanymi kobietami wróciliśmy po rowery i pojechaliśmy do Ustki na nocleg.
Wy głowie siedziało mi to, że muszę wrócić po samochód. Wpadłem na spontaniczny pomysł żeby jechać od razu. Jednak kiedy przyszedł wieczór nie byłem wypoczęty i całonocna jazda mogłaby się źle skończyć.
Jeszcze rok temu nawet bym o tym nie pomyślał, żeby zrezygnować z tego pomysłu tylko jechałbym na pałę.
Jednak kiedy siedzieliśmy w restauracji spojrzałem na Jagnę i uznałem, że pojadę na drugi dzień. Odkąd jest z nami ta słodka istota nie podejmuje tak często ryzyka. Zbyt dużo jest do stracenia.
Decyzja zapadła o wystartowaniu przed świtem. Udało nam się wcześniej położyć, więc są świetne warunki do zrobienia 213 km na raz!
Cdn…
0 komentarzy