Nocne Szutry od strony organizatora

09.12.2023

To był 12 wyścig w mojej karierze organizatora. 

Przygotowując go, czułem się jak podczas pierwszych wyścigów, no może byłem trochę spokojniejszy. 

Jednak Nocne Szutry to coś zupełnie nowego. 

Późna pora roku, późna godzina.

Całkiem inny charakter wydarzenia od MTSu. 

Zapisało się 91 śmiałków. 

To dużo, mimo że na zakończenie MTSu w Koszęcinie mieliśmy 360 osób zapisanych i opłaconych. 

90 osób to można powiedzieć kameralny tłum. 

Wiadomo, że nie każdy dojechał na start, za to każdy ze startujących zawodników wrócił na metę.

Finalnie wystartowało 76 uczestników. 

KUCIE MEDALI. 

Tu również duża różnica od sezonu MTS. 

Uznałem, że medal będzie logiem, a raczej jego kształt. 

Łączony z 7 elementów. 

Poprzednie medale były z jednego kawałka stali. 

Mogliśmy z Kubą przygotować większość elementów i tak leżały i czekały na wynik zapisów. 

W ostatnim tygodniu zaczęliśmy je łączyć i szło bardzo sprawnie. 

Inspiracją medalu był księżyc, a raczej prasłowiański symbol kobiecości „Lunula”. 

Noc jest kobietą. 

ZNACZENIE TRASY. 

Tutaj również przełom. 

Znaczyłem osobiście 11 wyścigów, jednak tym razem postanowiłem posłać moją ekipę. 

Doświadczenie chłopaków jest ogromne, sprzęt również wybitnie pasuje.

Każdy z nich znaczył ze mną trasy po kilka razy. Kuba dobił do 10. 

Zawsze narzekam na tą czynność, gdyż trzeba oznaczyć trasę w jak najpóźniejszym czasie przed wyścigiem. 

Zamiast uspokoić przygotowania, zawsze jest gorączka i niepewność, czy wszystko się uda. 

Kilka razy znaczylismy trasę w deszczu czy ulewie. 

Ta robota musi być wykonana. 

DZIEŃ WYŚCIGU. 

Tutaj było gorąco. 

Chłopaki już powoli kończą znaczenie, a ja z załadowaną przyczepą chcę wyjechać z kuźni. 

Niestety hak samochodu zahaczył o ramę kuźniczej bramy. 

10 minut do wyjazdu, a ja samemu pod kuźnią kombinuję jak wyjść z tej ciężkiej sytuacji. 

W końcu naciągnąłem ramę samochodem ile się dało (ok.50cm), tak żeby jeszcze nie odrywała się od bocznych ścianach i zacząłem uderzać 5 kilowym młotem. 

W końcu zbiłem ten kontownik pod hak i wyjechałem. 

Zamknięcie kuźni też było karkołomne. 

Uderzałem tak długo, aż stal pękła i mogłem kolanem docisnąć drzwi. 

To było straszne, na szczęście najgorsze co się wydarzyło. 

Na miejscu mieliśmy sporo czasu na przygotowanie startu/mety. 

Kilku kompetentnych ludzi, z których każdy dobrze wie co ma robić. 

OGIEŃ 

Od samego początku dobrze rozumiałem, że żeby impreza była niezapomniana, trzeba stworzyć odpowiedni klimat. 

Zrezygnowaliśmy z wstęg i dużej ilości barierek, tak żeby było przejrzyście i nic nie zakłócało harmonii. 

To ogniska i pochodnie mają robić największe wrażenie. 

Zawodnicy po 50 kilometrach mroźnej i mokrej jazdy, na mecie mogli od razu zaznać ogniskowego ciepła. 

Podobało mi się również, że miałem na tyle czasu, żeby dorzucać do ognisk. 

Ta prosta czynność ma dla mnie duże znaczenie. Wszak jestem kowalem. 

Traktuję ogień z świętością i należytym szacunek. 

Nienawidzę, kiedy ktoś wrzuca śmieci do ognia. Jest to dla mnie oburzające i nie do zaakceptowania. 

W kuźni za wrzucenie czegokolwiek do ognia wylatuje się z hukiem. 

To samo tyczy się stawiania czegokolwiek na kowadle, a już obrazą majestatu jest siadanie na nim…

To dwie zasady, które towarzyszą mi od początku moich dni w kuźni. 

WITANIE ZAWODNIKÓW. 

Jest to zwyczaj od pierwszego wyścigu, że to ja wręczam medale i witam wszystkich na mecie. 

Oczywiście nie raz mi ktoś pomagał, jednak w tegorocznym sezonie MTS jak i w Nocnych Szutrach starałem się, żeby przywitać niemalże każdego przyjeżdżającego z trasy. 

Jest to dla mnie bardzo ważne. 

Spędzam setki godzin w kuźni i na przygotowaniach imprezy. 

Robimy to wszystko z myślą o zawodnikach. 

Wręczenie ok.95% uczestnikom medalu to dla mnie zaszczyt, a obserwowanie reakcji i słuchanie relacji na żywo jest dla mnie bardzo przyjemne. 

IM CIĘŻEJ, TYM LEPIEJ!

Może to dziwnie zabrzmi, ale lubię kiedy zawodnicy nie mają łatwego zadania. 

Lubię obserwować ich zmęczenie i ból na mecie. 

Szczerze to im zazdroszczę.

Sam wychodzę bardzo często ze swojej strefy komfortu żeby dokonać czegoś mocnego. 

Lubię ryzyko i hardcorowe warunki. 

To może dlatego bardziej podobają mi się te ciężkie wyścigi. 

W zeszłym były to Łubniańskie i Wielowiejskie, w tym sezonie w Woźnikach warunki były nieznośne. 

To są moje ulubione imprezy. 

Nie inaczej było tym razem. 

Wielu zawodników przyjechało wykończonych i zmarzniętych. 

Na twarzach uśmiechy łamane przez ból. 

Piękne to było!

Zazdrościłem im tego i byłem przeszczęśliwy, że po raz kolejny mogę zbić pionę i pogratulować tym śmiałkom. 

KAŻDY JEST ZWYCIĘZCĄ. 

Pierwsze Nocne Szutry wygrał Wojciech Poloczek z niesamowitym czasem 1:30. 

Wraz z nim finiszowało 4 zawodników. 

Mega napięcie i sprint na ostatnich metrach. 

Jeden z najlepszych finiszów moich imprez. 
Z Pań najszybszą okazała się Weronika Adolf-Kaźmierska z czasem 02:17:18.

Wielkie gratulacje dla nich, ale nie tylko. 

W moim mniemaniu każdy uczestnik zasługiwał na wielki poklask. 

Było ciemno i na minusie. 

Momentami padał śnieg. 

Błoto zamarzało na twarzach i ubraniach. 

Oczy czerwone od mieszanki potu i błota. 

Niektórzy powiedzą, że trzeba być nienormalnym, żeby startować w takim wydarzeniu, ja powiem, że trzeba być wyjątkowym. 

CO DALEJ?

Nocne wyszły super i z miłą chęcią zorganizowałbym kolejną taką imprezę. 

Jednak zaczynamy pracę nad przyszłym MTSem i to jest priorytet. 

Jeśli nadaży się okazja na Nocne, to ją z pewnością wykorzystam, jednak nie będę szukał na siłę. 

Chcemy powiększyć ilość wyścigów w sezonie i zmienić nieco formułę. 

Masa roboty przede mną i moim zespołem. 

Trzymajcie za nas kciuki. 

2 komentarze

  1. Robert Janiec

    Magia to mało powiedziane.. kuźnia ma niesamowita duszę..

    Odpowiedz
  2. Łukasz Leśniak

    Było super organizacja pierwsza klasa dobrze iznakowana trasa ogień w nocy to magia. Jeżeli będzie kolejna edycja jestem. Wielkie dzięki ,di zobaczenia.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także