Rowerowe wczasy z rodziną (Trasa R10) – dzień pierwszy. 

18.08.2023

Budzik zadzwonił o 4:30 – nie wstaliśmy. 

Dwie drzemki później nieśmiało zwlekamy się z łóżka. 

Jagna śpi, mamy czas na przygotowania. 

W pokoju totalny bajzel rzeczy, które jakoś trzeba wcisnąć w małą powierzchnię bagażową. 

Trochę to trwało, ale udało się. 

Przyczepka z Jagną i bagażem waży jakieś 40 kg, ale dobrze się kula. 

Rower Marty z sakwami waży spokojnie 25 kg. To jej debiut z obciążeniem. 

Zuch dziewczyna radzi sobie. 

Wyjeżdżamy z miejscowości Lubin i pierwszy kierunek to plaża w Międzyzdrojach. 

Obowiązkowo musimy zacząć od plaży. 

W ogóle to mieliśmy jechać ze Świnoujścia. 

Lubię zaczynać coś od początku, ale to byłoby bez sensu. 

Po 50 km bylibyśmy niedaleko naszego noclegu. 

Jakoś to przełknąłem i ruszamy z Międzyzdrojów. 

Po pierwszych dwóch kilometrach wjeżdżamy w Woliński Park Narodowy, a tam kompletna zmiana klimatu. 

Gęsty mieszany las z górkami, zrobiło się magicznie i bajecznie. 

Byłem miło zaskoczony. 

Nadmorskie klimaty kojarzą mi się bardziej z sosnami za którymi nie przepadam. 

Nie mówię, że nie lubię, ale nudne to po kilku minutach. 

Opuszczamy Park i wjeżdżamy na gravelowe asfalty. 

Nazywam tak nawierzchnie gdzie łata położona jest na łacie. 

Zaczął się wiejski pagórkowaty klimat. 

Uwielbiam takie drogi, zachwycałem się co obrócenie korbą. 

Kiedy już myślałem, że lepiej być nie może, zaczęły się drogi obsadzone drzewami. Kilkanaście kilometrów takich dróg. 

Znów mam uśmiech od ucha do ucha. 

Podobnie jest na wjeździe do Koszęcina ze strony Wierzbia i Strzebinia. 

Uwielbiam. 

W końcu musiało zrobić się normalniej, nadal jedziemy przez małe miejscowości.

Wjechaliśmy na szerszą drogę już z ruchem samochodowym. 

Ciśniemy dalej. Jedziemy bez przerw, już ponad 25 km i trochę nas zmuliło. 

Było widoczne lekkie zmęczenie na naszych twarzach. 

Na szczęście dojechaliśmy  do Międzywodzia. 

Tam kawiarnia i odpoczynek. 

Wróciliśmy szybko do sił. 

38 km za nami, w planie 50. 

Jedziemy. 

Udaliśmy się na blisko lini brzegowej, żeby zjeść drugie śniadanie. 

Na plaży tłum. Nie lubię tłumów na plaży…


Rozłożyliśmy się na murku przy wejściu. Jagna pół godziny siedziała na piasku i oglądała przechodniów wcinając kawałek razowego pieczywa. 

Wiele osób zwracało uwagę, jaka ona jest spokojna. 

Co do spokojności Jagny to ma dwa oblicza. 

Albo cierpliwie siedzi i czeka nawet długi czas, albo ją totalnie roznosi i rusza się we wszystkie strony 😃

Zebraliśmy nasz majdan i udaliśmy się w stronę Dziwnowa, a następnie Dziwnówka. 

Tam decyzja o noclegu. 

Znalazłem niedrogi pokój we Wrzosowie. 

Wieczorem udaliśmy się jeszcze na kilkukilometrowy spacer do Dziwnówka na plażę. Było zimno i wietrznie, przez to mało ludzi. Było super 🙂 

Po powrocie do kwatery Jaglin znów ponosiło i nie chciała się uspokoić. Uznałem, że trzeba jej odtworzyć warunki noclegowe z domu i włączyłem czerwoną lampkę.

Zasnęliśmy wszyscy w miarę wcześnie, żeby nazajutrz wstać w miarę wcześnie.

Cdn…

PS jeśli chodzi o oznakowanie trasy, to jest liche. Dopiero w miejscowościach widać znaki, a w lesie i terenie próżno ich szukać. 

Przynajmniej na tym odcinku. 

Polecam jazdę z nawigacją, bo inaczej będziecie mocno błądzić. 

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także